sobota, 16 maja 2015

Spotkanie z Łozem (od Zuzi)

W sobotę, dzień powrotu do ojczyzny, przydarzyła się ciekawa sytuacja. Ostatni samolot, którym lecieliśmy dzieliliśmy z Łozem - członkiem znanego zespołu Afromental. Maja, Milena i Elwira podekscytowały się tym faktem niezmiernie. Wraz z Karoliną zdecydowały się poprosić o wspólne zdjęcie z piosenkarzem.

Podczas gry ja wciąż czekałam na swoją walizę wraz z chłopakami, dziewczyny (w tym też Ola) ruszyły wzdłuż walizek w kierunku idola. Ola, co prawda, nie znała wcześniej tej sławy, ale dziewczyny wyjaśniły jej wszystko. Czując się już pewniej, koleżanka zdecydowała się zagadać do artysty. Podeszła do niego i zapytała: "Excuse me. Could we take a photo together?" Mężczyzna ogromnie się zdziwił. Wytrzeszczył oczy, gdyż był Polakiem i mówił po polsku, a poza tym nie był tak znany jak chociażby chłopak stojący obok, Łozo...

Kiedy Ola uświadomiła sobie swój błąd, drugoklasistki ryczały ze śmiechu. W tej atmosferze cała grupa wspólnie ruszyła w kierunku prawdziwej gwiazdy.

Oto zdjęcie!











Zuza

sobota, 9 maja 2015

Sobota - od Zuzi

Sobota, 9 maja 2015r.

          Ostatniego dnia wszyscy byliśmy smutni. Za Portugalczykami, Turkami i Rumunkami już zdążyliśmy się stęsknić, a czekało nas jeszcze rozstanie z Chorwatami, którzy najpierw odwiedzili Olę, a następnie dużą grupą przekroczyli próg naszego domu. Ze śmiechem wpadliśmy sobie w objęcia. Ozdobiliśmy koszulkę Jany, która na zawsze będzie miała cudowną pamiątkę po ostatnim wieczorze i wizycie ludzi z zagranicy. Ustaliliśmy również, że za każdym razem, kiedy usłyszymy piosenkę "See You Again", pomyślimy o sobie.


Zrezygnowaliśmy z samochodu, aby móc spędzić więcej czasu ze znajomymi w drodze na przystanek. Na miejscu zrobiliśmy sobie trochę zdjęć oraz przytulaliśmy się, nie mogąc uwierzyć, że oto nadszedł dzień wyjazdu... Będziemy się starać o utrzymanie kontaktu między innymi przez facebooka i skype'a. Miejmy nadzieję, że nam się uda.
          Dla mnie osobiście rozstanie było bardzo trudne. W krótkim czasie nawiązałam niesamowite znajomości i przyjaźnie. Ostatniej nocy zmuszona byłam wyciszyć telefon, bo cały czas brzęczał z powodu wielu powiadomień na facebooku, instagramie, snapchacie... Ponadto Split okazał się dla mnie miejscem idealnym, czymś, czego nie szukałam, a jednak znalazłam. Czymś tworzonym przez wymarzony klimat, ciekawe miejsca oraz przede wszystkim miłych, serdecznych, szczerych, a zarazem wyluzowanych ludzi. Boję się, że już nigdy nie spotkam Roko, Raquel, Jany, Efe, Isabeli, Steli, Furkana, Mii... Można by tak długo wymieniać. W każdym razie, żyję nadzieją, że kiedyś wszyscy razem się spotkamy.


          Podróż minęła nam miło, trwała niedługo, bo tylko około 3,5h nie licząc przesiadek itp.
          W chmurach zdobyłam się na challenge polegający na wypiciu szklanki soku pomidorowego, za którym nie przepadam, ale było zabawnie :)

Zuzia

Piątek - od Oli

        Fakt, że to ostatni dzień naszego pobytu tutaj, wszystkich napawa smutkiem. O 9:00 przychodzimy do szkoły, gdzie czeka na nas mnóstwo atrakcji, m.in. prelekcja na temat historii pisma głagolickiego wygłoszona przez specjalistkę ze stolicy i warsztaty artystyczne. Piszemy na torbach tekstylowych  różne wyrazy pismem głagolickim, a następnie je ozdabiamy.
        Po ostatnim lunchu zjedzonym w szkolnej stołówce wybieramy się na poszukiwanie pamiątek. Jako że te rejony słyną z lawendy i własnego wyrobu naturalnych środków kosmetycznych, pierwsze, co kupujemy, to woreczki lawendowe i mydła na bazie oliwy z oliwek z różnymi dodatkami. Nie brak również pocztówek, figurek, breloczków i innego rodzaju drobiazgów.
        Po wieczorze kulturalnym, podczas którego uczniowie klas starszych wystawiają sztukę teatralną, śpiewają, tańczą, a także, na znak jedności i szczęścia wykonują wraz z nami utwór "Oda do Radości" w językach chorwackim i angielskim, nadchodzi czułe pożegnanie. Biegamy od jednego do drugiego, zbierając podpisy na koszulkach, adresy, robiąc ostatnie zdjęcia.
        Wiele razy pojawia mi się w oku łza, kiedy myślę, że dziś widzimy się po raz ostatni... Smutnym i zrezygnowanym krokiem opuszczamy budynek szkolny i udajemy się do domów. 
        Mój humor staje się lepszy, kiedy wieczorem wybieramy się na ostatni spacer na plażę. Tam, wraz z przyjaciółmi z Chorwacji i Portugalii robimy fotki, rozmawiamy, śmiejemy się do rozpuku i zajadamy przekąski kupione w markecie. Ten wieczór na zawsze pozostawi w naszych głowach wspaniałe wspomnienia...

piątek, 8 maja 2015

Czwartek - od Zuzi

Czwartek, 7 maja 2015r.

          Ten dzień, jako że wypadał w święto Dujama, patrona miasta, pozostawał bez planu i zajęć w chorwackiej szkole. Korzystając z tego, wybraliśmy się z całą Polish Team w morską podróż speedboatem. Odwiedzaliśmy wyspy rybackie, przystawaliśmy na plażach, gdzie odpoczywaliśmy i opalaliśmy się, zobaczyliśmy Blue Lagoon i zwiedziliśmy bardzo zabytkowy Trogir. Podczas tej eskapady zrobiliśmy mnóstwo zdjęć, bo widoki były naprawdę niesamowite...



          Po powrocie do domu poprosiliśmy chorwackie rodziny o spacer wzdłuż promenady, gdzie z okazji święta Dujama rozłożono mnóstwo stoisk z pamiątkami. Okazało się jednak, że na miejscu jest mnóstwo ludzi, całe rzesza, które przybyły z powodu festiwalu w mieście. Kiedy udało nam się przecisnąć i nie zgubić, idąc poprzez promenadę, obraliśmy za cel park. Na miejscu robiliśmy sobie zdjęcia i rozmawialiśmy. Pokazaliśmy Chorwatom, jak tańczymy poloneza oraz jak wyklaskać "Mówią, mówią, że...". Jako że wielu osobom chciało się pić, wybraliśmy się do restauracji na plaży. Wodę dostaliśmy za darmo, bo tutaj ludzie mają w zwyczaju popijać wodę z kranu, którą łatwo dostać w kafejkach.
          W końcu nadszedł czas powrotu do domów. Przechodząc przez centrum, trochę się zgubiliśmy, bo niektórzy jednak zdecydowali się kupić pamiątki. Kiedy jednak znaleźliśmy się w komplecie, postanowiono, że pójdziemy na krótki spacer po mieście.
          W domach zmęczeni poszliśmy spać.

Zuza


czwartek, 7 maja 2015

Rejs po Morzu Adriatyckim - od Karoliny


Nasz speedboat :)
W czwartek, 7 maja, ze względu na dzień św. Dujama- patrona Splitu, wraz z całą polską ekipą postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę łódką. Miasto przeżywało prawdziwe oblężenie –wszędzie aż roiło się od turystów.
         Kiedy szliśmy wzdłuż brzegu, towarzyszył nam niepokój, że łódka okaże się być zardzewiałym gratem.  Kiedy ją jednak zobaczyliśmy, byliśmy bardzo mile zaskoczeni. Łódka była wspaniała! A do tego bardzo wygodna.
              Wkrótce wypłynęliśmy w  morze. Widoki były niesamowite. Napawaliśmy się  nimi z zapartym tchem.  Lada moment i już cumowaliśmy przy pierwszej wyspie. Nazywała się Szolta. Miasteczko, w którym byliśmy, to mała osada rybacka z niewielką ilością turystów i przyjazną atmosferą. Czas bardzo szybko nam zleciał i wkrótce musieliśmy  z powrotem wsiadać do łódki.
           Następnym celem naszej podróży był Trogir.  Zanim jednak  tam dopłynęliśmy, czekała na nas spora dawka pięknych morskich widoków. W drodze do Trogiru mieliśmy okazję zobaczyć imponującą Niebieską Lagunę i wiele innych krajobrazów. W Trogirze, którego zabytki są na liście UNESCO, zwiedzaliśmy starówkę, kupowaliśmy pamiątki i robiliśmy mnóstwo zdjęć. Czas bardzo szybko minął i już wkrótce byliśmy w drodze powrotnej do Splitu.

To był zdecydowanie jeden z najlepszych dni w Chorwacji .  Wspomnienia z tego rejsu  na pewno długo z nami pozostaną.



Karolina

środa, 6 maja 2015

Środa - od Oli

          Na dzisiaj nasi gospodarze zaplanowali poszukiwanie skarbów. Jesteśmy wszyscy bardzo ciekawi, co to będzie. O 9:00 autokar zabiera nas do oddalonego o 8 km od Splitu miasta Salona. Tam, podzieleni na cztery grupy - zielonych, niebieskich, żółtych i czerwonych, z mapą w ręku i bystrym umysłem wyruszamy w ruiny, aby odnaleźć nasz skarb. Moja grupa (zieloni), w której skład oprócz mnie weszli Maciek, Elwira, Maja oraz kilka osób z innych krajów, kończy zadanie jako pierwsza. Skarb stanowią gliniane dzbanuszki i słodycze :) Po smacznym lunchu z widokiem na antyczny amfiteatr, przychodzi czas na warsztaty artystyczne. Lepimy dzbanki, robimy biżuterię i monety, świetnie się przy tym bawiąc.


 W drodze powrotnej wstępujemy do parku, gdzie mamy 2 godziny na relaks. Wylegujemy się w cieniu drzew, gramy w piłkę, badmintona czy też po prostu rozmawiamy. Po powrocie przed szkołę rozchodzimy się wszyscy w swoje strony.
         Jest 15:00 - mamy czas wolny. Dziś chorwaccy znajomi zabierają mnie, Zuzię i chłopaków do uroczej knajpki, gdzie zajadamy się lodami, naleśnikami i goframi. Pycha! Dużo rozmawiamy, śmiejemy się, robimy zdjęcia. Po wyjściu z restauracji udajemy się na plażę i mimo to, że mamy na sobie normalne ubrania... wskakujemy wszyscy do morza! Piszczymy z zimna i ze śmiechem ochlapujemy się wodą. Biegamy po całej plaży i śpiewamy bawiąc się przy tym wyśmienicie.
       Tego wieczoru, kiedy wracam do domu, jestem cała mokra, ale i niezwykle szczęśliwa. Jest tak cudownie! 
                                                                                                                                                           Ola

Poszukiwanie skarbów oczami lidera zwycięskiej drużyny - od Maćka






Poszukiwanie skarbów oczami lidera zwycięskiej drużyny


          Środa, szósty maja 2015 roku, wysoka temperatura powietrza i lekkie zachmurzenie. Idealne warunki na wyruszenie na poszukiwanie skarbów!
          Wszystko zaczęło się od wylosowania kartek z cyframi od 1 do 4 z kapelusza. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, co one będą oznaczać, ale dowiedzieliśmy się w niedalekiej przyszłości. Otóż na miejscu naszej zabawy, w ruinach Salony, okazało się, że to dzięki nim zostaniemy podzieleni na drużyny.
          Po zorientowaniu się, kto jest z kim w drużynie, nadszedł bardzo ważny moment – wybór lidera ( w końcu to bardzo odpowiedzialne zadanie i nie wszyscy są w stanie jemu podołać). W grupie, w której byłem, wybór padł na mnie. Od razu zyskałem poczucie odpowiedzialności i chęć doprowadzenia mojej ekipy do zwycięstwa.
          Wybór lidera to jednak nie wszystko. Każda drużyna musi mieć w końcu wyróżniający ją strój! Wtedy, jako lider, musiałem udać się do pierwszych ruin w poszukiwaniu jednej z czterech kopert, każdej w innym kolorze i to właśnie od koloru koperty zależał kolor naszego stroju. Nam przypadł kolor zielony. Koperta wpłynęła również na przebieg naszej trasy do skarbu, ponieważ w każdej znajdowała się mapa z inną trasą.
          Nie tracąc zbytnio czasu, ruszyliśmy w kierunku naszego pierwszego punktu docelowego, gdzie udało nam się znaleźć kolejną kopertę. Całe szczęście, że nie była ona zbytnio ukryta, bo wtedy moglibyśmy mieć nie lada problem!
          Kolejna koperta została schowana znacznie dalej, tak daleko, że w pewnym momencie zacząłem mieć pewne obawy. Zastanawiałem się, czy prowadzę swoją drużynę w dobrą stronę, a mogliśmy  to przypłacić porażką. Oczywiście, jak na prawdziwego lidera przystało,  udawałem, że wszystko jest w porządku. Jak się później okazało, rzeczywiście tak było.  Tym razem jednak nie wystarczyło bystre oko, aby odnaleźć kolejny fragment mapy.  W tym wypadku trzeba było przeczytać fragment piosenki i dopiero wtedy otrzymaliśmy kopertę od jej strażniczki. Ku naszemu przerażeniu zbliżała się do nas przeciwna drużyna, a my musieliśmy jeszcze ułożyć puzzle, które składały się w mapę. Poradziliśmy sobie jednak z tym bardzo szybko i natychmiast ruszyliśmy w dalszą drogę.
          Kolejny punkt okazał się problemem.  Nie wiedzieliśmy, dokąd mamy się udać i co teraz mamy zrobić. Szukaliśmy drogi przez dość długi czas, aż trafiliśmy na kolejną osobę pilnującą kopert, jednak w połowie rozwiązywania zagadki okazało się, że nie jest ona przeznaczona dla nas! Zrekompensowano nam na szczęście stracony czas. Strażnik kopert wskazał nam miejsce, do którego powinniśmy się udać.
          Udaliśmy się tam bardzo szybko, bo wiedzieliśmy, że po tej stracie czasu nasze zwycięstwo wisi pod znakiem zapytania. Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że tym razem czeka nas próba zręczności i wygimnastykowania, ponieważ musieliśmy pokonać krótki korytarz bez dotykania sznurków zawieszonych pomiędzy ścianami. Całe szczęście udało nam się to za pierwszym razem i mogliśmy przejść do kolejnego punktu, który okazał się być metą naszych poszukiwań!
          Idąc do amfiteatru, zobaczyliśmy, że czerwona drużyna zaczyna deptać nam po piętach i musieliśmy przyspieszyć. Gdy tylko zobaczyliśmy ruiny tej budowli, nasze serca napełniły się szczęściem i prawie biegliśmy do mety. Jednakże należało jeszcze zejść na dół, przy czym użycie schodów zostało nieoficjalnie uznane za zbyt typowe przez moją drużynę i schodziliśmy zeskakując z fragmentów ruin. Całe szczęście, że nikomu nic się stało!
          Na mecie czekał na nas chłopak w stroju rzymskiego żołnierza, który opowiedział nam o amfiteatrze i udzielił dostępu do skrzyni ze skarbami, w której znaleźliśmy ręcznie robione, małe dzbanuszki oraz słodycze.
          Poszukiwanie skarbu można uznać za bardzo interesujące i przyjemne doświadczenie, które dało nam, poza informacjami na temat Salony, ekscytujące poczucie zdrowej rywalizacji.

wtorek, 5 maja 2015

Wtorek - od Zuzi

Wtorek, 5 maja 2015r.

          Trzeciego dnia wycieczki w planach mieliśmy Dzień Sportu oraz zwiedzanie Splitu autobusem. Po dobrze przespanej nocy zjedliśmy śniadania w domach i poszliśmy do szkoły na godzinę dziesiątą. Na miejscu mnóstwo uczniów miło spędzało czas. Mieliśmy okazję poznać więcej sympatycznych osób, z czego nie omieszkałam skorzystać. Przygotowaliśmy się też do sportowych potyczek. Kiedy chorwacki nauczyciel wf-u przydzielił nas do grup i rozdał koszulki, mieliśmy chwilę, aby dowiedzieć się, na czym polegają dyscypliny, w których będziemy brali udział. Wtedy też przedstawiliśmy się członkom drużyny.
          Jedna z konkurencji polegała na tym, że osoba siedząca na drewnianej desce przy pomocy prowizorycznej kierownicy musiała otworzyć sobie drogę do zwycięstwa biegnącą slalomem między słupkami. Towarzyszący jej pomocnik miał za zadanie rozpędzić deskę, pchając osobę siedzącą na niej. Po powrocie na start następowała zmiana miejsc w "pędzącym rydwanie". W wyścigu uczestniczyły dwie międzynarodowe grupy liczące 12 osób. A wygrała... moja drużyna!
          Ciekawostką jest to, że ta dyscyplina sportowa jest uprawiana tylko przez uczniów klas ósmych w OŠ Manuš ze względu na "dużą wypadkowość". Mam na myśli odrapania, otarcia, czasem też większe rany, ale z tym da się żyć. Ja dla przykładu zebrałam kilka obrażeń, spadając z deski trzykrotnie, a mimo to bawiłam się świetnie.
          Podam też jeszcze jedną ciekawostkę - chorwaccy uczniowie samodzielnie wykonali deski i hulajnogi. Wyrazy uznania!

          Po zakończeniu Dnia Sportu w szkole wybraliśmy się na plażę w grupie polsko-chorwacko-portugalskiej. Moczyliśmy nogi w wodzie, śpiewaliśmy piosenki i opalaliśmy się. Kiedy okazało się, że musimy już wracać, niechętnie opuszczaliśmy plaże i powoli skierowaliśmy się w stronę szkoły.
          Spod szkoły wyruszyliśmy do centrum miasta, gdzie czekał na nas autobus i przewodnik. Jechaliśmy pojazdem pozbawionym okien i cieszyliśmy się, że możemy dowiedzieć się czegoś ciekawego o okolicy, a jednocześnie rozkoszowaliśmy się piękną pogodą.
          Wieczór spędziliśmy w swoich domach. Ja, Maciek, Adrian i nasz chorwacka rodzina długo rozmawialiśmy, słuchaliśmy muzyki i graliśmy w Uno.
          W miłej atmosferze nasz dzień zakończył się.

Suzana

poniedziałek, 4 maja 2015

Poniedziałek - od Oli

    

PONIEDZIAŁEK, 4 maja 2015r.

  Dziś wstaję bardzo wcześnie. O 7:00 już jestem na nogach. Zjadam przepyszne śniadanko i po filiżance aromatycznej kawy wychodzę do szkoły. Są tam przygotowane dla uczniów pewne zajęcia. Pogoda jest cudowna. Słońce grzeje niemiłosiernie, nawet w cieniu czuć gorąco. Początkowo wciąż nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jestem. Przed oczami pojawiają mi się obrazy z poprzedniego dnia. Spacer, lody, nadmorska knajpka...
      Po dotarciu przed budynek szkolny i wymienieniu z nauczycielkami paru grzecznych uwag na temat pogody, zbieramy się wszyscy wokół wejścia do szkoły. Podziwiamy taniec ludowy w wykonaniu dzieci z klas młodszych, a następnie ich śpiew. 
Po paru fotkach ze słodziakami uczestniczymy w bardzo podniosłym wydarzeniu. Oto na naszych oczach, odsłonięta zostaje kamienna tablica z nazwą szkoły zapisaną pismem głagolickim. 
Dla zainteresowanych zdjecie alfabetu głagolickiego
Rozlegają się brawa, Chorwatów przepełnia duma. Teraz pora trochę poznać szkołę. Uczniowie oprowadzają nas w dwóch grupach. Polacy idą z Rumunami, Turcy z Portugalczykami. Udajemy się do trzech sal lekcyjnych. W sali od angielskiego czeka na nas zabawny quiz o Chorwacji, w sali od geografii i historii - prezentacja uczniów na temat tego kraju. Fenomen stanowią jednak odwiedziny w sali pierwszaków, w której maluchy podbijają nasze serca swym śpiewem. Niektórym nawet łza się w oku pojawia z tego wzruszenia... 
    Po jakże smacznym i sycącym lunchu zjedzonym w szkolnej stołówce mamy parę godzin czasu wolnego. Przed szkołą czekają już na nas Chorwaci, u których mieszkamy. Jednogłośnie postanawiamy iść na spacer. Kilkunastoosobową grupą zdobywamy miasto, a wszystkiemu przewodniczy... dwunastoletnia Chorwatka! Ta mała niczym nauczyciel zajmuje się organizacją naszej wycieczki i zaprowadza porządek w chwilach chaosu. Wszyscy słuchamy jej z pokorą, mimo że jest od nas przecież dużo młodsza. Celem spaceru jest park, gdzie pod cieniem drzew wylegujemy się na trawie. Podczas tego spaceru udaje mi się lepiej zapoznać z naszymi portugalskimi rówieśnikami. Dużo rozmawiam z sympatyczną Isabellą, przemiłym Alberto, jego kuzynką Tanią, Raquel oraz z innymi. Dla nich dokuczający skwar nie stanowi szoku - w Portugalii pogoda jest podobna. Szybko przekonuję się, że mam z nowymi znajomymi wspólne zainteresowania, więc świetnie się dogadujemy. :)
    Gdy wracamy do szkoły, czeka na nas zabawne przedstawienie o Dioklecjanie - wielkim cesarzu rzymskim panującym niegdyś w Dalmacji. Po seansie pełnym śmiechu widowni i paru zdjęciach z aktorami pora na zwiedzanie pałacu Dioklecjana. Chorwaccy uczniowie w roli przewodników oprowadzają nas po starym mieście w centrum Splitu i ciekawie o nim opowiadają. Podczas zwiedzania mam okazję lepiej poznać Turków. Korzystając ze znajomości paru przydatnych słów w ich języku, zyskuję nowych przyjaciół. Uśmiechnięci Efe, Furkan, Ece, Yaren, Selin i Bilge szybko zyskują moją sympatię. Na koniec zwiedzania quiz, a następnie czas wolny. 

Wieczorem spacer ze znajomymi i naleśniki na mieście. Świetnie się bawimy, dużo śmiejemy i już po chwili z Zuzią zgadzamy się, że jeszcze nigdy nikt nie był dla nas tak gościnny, serdeczny i otwarty jak ta chorwacka młodzież. Z chłopakami prowadzę rozmowy na temat polskich klubów piłkarskich, z Chorwatkami natomiast o ulubionej muzyce. Ku mej radości okazuje się, że one również uwielbiają twórczość Eda Sheerana. Z tej okazji odśpiewujemy wspólnie piosenkę "Thinking Out Loud". 
   


 Gdy tej nocy kładę się spać, jestem niezwykle zadowolona z nowych znajomości. Już nie mogę doczekać się jutrzejszego dnia!
     Ola

niedziela, 3 maja 2015

First day in Croatia - niedziela!

Niedziela, 3 maja 2015r.

          Nareszcie na miejscu! Po wielogodzinnej podróży wreszcie jesteśmy w Chorwacji. Pierwsze, co robimy, to zdejmujemy bluzy i swetry, rozkoszując się ciepłem oraz cieszymy się widokiem palm i morza. Z lotniska do centrum Splitu zawozi nas autokar. Po chwili z przystanku odbierają nas uczniowie, u których będziemy mieszkać. Po zakwaterowaniu się w nowych domach i małej przekąsce Chorwaci zabierają nas na pierwszy spacer po mieście. Jemy przepyszne lody, poznajemy się lepiej w nadmorskiej kafejce... Pierwsze lody zostają przełamane!

sobota, 2 maja 2015

MYSTERIA. Zagubieni wśród średniowiecznych ksiąg.

Siema, ziomy!
Pragniemy pokazać Wam zdjęcia naszej zwycięskiej gry planszowej :)


Pracowałyśmy nad nią kilka tygodni, w pocie czoła wymyślając zasady oraz uatrakcyjniając planszę. Największą furorę stanowią jednak pionki, które ulepiłyśmy z modeliny. Spotykając się raz u jednej, raz u drugiej, stworzyłyśmy wyjątkową grę. Grę, która niejednego powaliła na kolana, a wielu zaparła dech w piersiach. Grę, z której jesteśmy niezwykle dumne. ;)

White Tea & Earl Grey